czwartek, 20 marca 2014

Kto je ostatki ten piękny i gładki

Nie inaczej. Chyba, że jest się osobą wyjątkowo urodziwą [jak Ruda] i wtedy nie trzeba robić nic. Mnie, niestety Matka Natura obdarzyła wyjątkowo szpetną mordą i muszę uciekać się do rzeczonego zjadania ostatków. Po raz drugi w tym roku wybór padł na Cogne. Celem głównym była relaksacja, a pobocznym rekreacja na lodowych klasykach rejonu.

Końcówki sezonu zazwyczaj mają to do siebie, że wspinanie w lodzie zaczyna przypominać rosyjską ruletkę - w szczególności, kiedy w nocy jest -5, a w dzień +14. Spadnie, czy nie spadnie? Oto jest pytanie!

Zdrada, czyli Pattinagio Artistico


Pattinagio po lewej, Hard Ice po prawej
Zdrada, czyli urwane Pattinagio 2 dni później

Dzień 1. Pattinagio Artistico WI72++

Z daleka wyglądało łatwo, ładnie i przyjemnie. Na miejscu okazało się, że wspinanie w takich glutach będzie faktycznie niczym łyżwiarstwo artystyczne. Tuż przed rozpoczęciem baletu wrócił dawno nie widziany i nie słyszany BRO, czyli BROnowicki Głos Rozsądku.

BRO: ZDRADA! Podpucha! Kurwa mać!
Rychły: Eeee?
BRO: Sprzedali nas za garść srebrników!
Rychły: Eeee?
BRO: Spierdalamy!

To, że ktoś nade mną czuwa i zazwyczaj cało wychodzę z najdziwniejszych opresji wiem nie od dziś. Faktem jednak jest, że niecałe dwa dni po naszej wizycie z Pattinagio nie zostało nic, co widać [a właściwie nie widać] na powyższej fotografii.

BRO: Stary, chcieli nas zabić!
Rychły: Ale kto?
BRO: Kurwa! A kto to wie? Rojaliści! Laburzyści! Komuniści! KAPITALIŚCI! Loża Murzynomasońska! Może nawet sam Diaboł!
Rychły: Kto?
BRO: Nie czułeś zapachu siarki? Ktoś nas sprzedał!




Drugi wyciąg Hard Ice direct


Dzień 2. Hard Ice direct WI6

Droga robi wrażenie, ale jeszcze większe robią księżycowe krajobrazy i formy, które przybrała podstawa kolumny lodowej na drugim wyciągu.

Sama kolumna jakichś specjalnych emocji nie zapewniała, w przeciwieństwie do kurtyny, która wieńczyła całą formację. Pomiędzy kolumną, a wiszącymi firankami był dobry metr przerwy, a sama kurtyna o grubości kilku/kilkunastu centymetrów i wysokości kilku metrów zupełnie odspoiła się od skały. Przy braku delikatności dość łatwo byłoby się pozbawić liny i w efekcie życia.








BRO: La, la lalala. Lala lalalalalaalala (...)
Rychły: Co?
BRO: Zamknij się, śpiewam. Muszę dbać o dobrą formę artystyczną przed Międzynarodowym Przeglądem Urojonych Głosów Rozsądku.
Rychły: Co?
BRO: Gówno! Wspinaj się.
[...]
BRO: No ładnie, ładnie. Uczciwie przyznaję, żeś jest delikatesik na tle tych bronowickich barbarzyńców. Nawet ci nogawka nie zafalowała!




Dzień 3. Repentance Super WI6

Droga legenda. Pewnie wszystko by było w niej zupełnie Super, gdyby nie ponad 2 godziny drałowania w tę i kolejne 2 z powrotem. Odpokutowaliśmy jeszcze na zapas! Jako, że byliśmy drugim zespołem tego dnia, a Matka Natura obdarzyła nas sprytem wybitnym, postanowiliśmy nie wspinać się pod zespołem Szwedów i nie narażać na szwank swoich i tak okropnych ryjów. Poszliśmy z lewa [dając upust swoim socjalistycznym poglądom] i wybór był o tyle dobry, że znaleźliśmy tam główne trudności drogi. Przy tegorocznych warunkach i wydziabanym lodzie z prawej nie byłoby tam więcej niż WI5. Niestety! W związku z faktem, że poszliśmy zupełnie inaczej niż wszystkie zespoły, zrobiliśmy stanowiska w innych miejscach niż pozostali, a [o zgrozo!] część stanowisk zupełnie pominęliśmy to pokornie posypujemy głowę popiołem i uznajemy przejście za niebyłe.

Repentance
Trzeci wyciąg Repentance
BRO: Odkryłem moją socjalistyczną duszę.
Rychły: Przestań.
BRO: Czuję obecność wujka Lenina i uznaję siebie za spadkobiercę ducha Karola Marksa!
Rychły: ....
BRO: Droga wiedzie lewą stroną! Pojedziemy do mauzoleum Lenina i pokontemplujemy wieczną walkę klas!
Rychły: ....
BRO: Założymy komunę na Bronowicach!
Rychły: Nie.
BRO: Znajdziemy bogatych sponsorów, będziemy leżeć na leżakach, pić browary i walczyć o równość klas! AAAAAAAAAAAAA!



Kolejne dwa dni upłynęły na Relaksacji Totalnej, ale żeby nie demoralizować dzieci i młodzieży ograniczę się jedynie do anegdotki. Otóż mieszkańcy Italii również lubują się w celebryckich historiach i tradycyjnym, wspinaczkowym przechwalaniu kto ma większego pisiorka, a sama obecność celebryty w danym miejscu jest warta co najmniej wypowiedzenia sakramentalnego "czy wiecie, że jest tutaj xxx [tutaj wstaw nazwę dowolnego znanego Tobie celebryty]?".

Otóż historia rozegrała się w trakcie picia porannej kawy, w miejscu spotkań okolicznych wspinaczy. Podchodzi do nas właściciel i ni to stwierdza, ni to pyta:
W: Czy wiecie, że jest tutaj xxx [jakiś ziomal, o którym w życiu nie słyszeliśmy, ale widać wyraźnie, że miejscowy celebryta i z samego tego faktu godny jest chwały i wspomnienia].
Krzychu: OOO, super!
Rychły: A kto to, kurwa, jest? Nie znam człowieka i w życiu o nim nie słyszałem.
Krzychu: Ja też, ale Włosi lubują się w obecności bohaterów climbing-porn.
Rychły: Super. Mam to w dupie.
Krzychu: Ja też, ale niech się cieszą.

Jako, że Krzychu przez długi czas nie miał styczności z językiem polskim, takoż pewnych słów nie zna i znać ich nie może. Poniższa rozmowa rozegrała się późną nocą w trakcie rytualnego palenia na balkonie i nie można o niej powiedzieć, że była przeprowadzona na trzeźwo.

Rychły: Wiesz, w pewnym sensie przypominasz mi mojego starego.
Krzychu: Czyli, że mam 5-tą żonę i wyglądam jak indianin? Super. [drogi czytelniku, jeśli teraz żywisz obawy, że możemy być spokrewnieni to nie jest to bezpodstawne]
Rychły: Fakt, faktem, ale nie w tym rzecz. Jesteście w podobnym wieku i macie podobny sposób bycia. Masz totalnie wyjebane.
Krzychu: Wyjebane?
Rychły: No wyjebane!
Krzychu: Nie rozumiem.
Rychły: Ok. Pamiętasz tego wkurwiającego łysego franola, który jazgotał w barze, że po ostatnim przeszczepie śledziony, oka, dupy i wprowadzeniu rurki do żołądka i miejsca, które pozostanie za zasłoną milczenia jest już bardziej Terminatorem niż sam Arnold Schwarzenegger?
Krzychu: No raczej.
Rychły: Więc obdarzyłeś gościa uczuciem wkurwienia za jazgot i wyjebania za to, że w gruncie rzeczy ten jazgot był bez znaczenia.
Krzychu: Noooo?
Rychły: Wiesz, to co teraz powiem to będzie raczej brutalne, ale to, że koleś przez pół godziny się chwalił, że ma sztuczną śledzionę, oko, dupę i nie-wiadomo-co-jeszcze i fakt, że jest bardziej Terminatorem niż największy Król Koksu, to w porównaniu z wiecznością, nieskończonością i zasadniczą ekspansją Wszechświata to jest zupełnie bez znaczenia, i ty i ja mieliśmy to w dupie. To to jest właśnie totalne wyjebanie.
Krzychu: AAAA! No to to, to to!

FIN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz