niedziela, 1 lipca 2012

Jaja jak berety

Witamy w porze bolesnych, powodujących siódme poty i wymioty upałów! Minął czerwiec, a wraz z nim procesje z kwiatami i ołtarzami (sami mieliśmy jeden przed domem!). Czas na podsumowanie, bo choć bezrobotnie, to jednak bardzo pracowicie upłynął nam ten miesiąc.

Przede wszystkim, wykorzystaliśmy każde okno pogodowe i każdą wolną chwilę (a mamy ich obecnie sporo) na wspinanie. Bez fałszywej skromności możemy napisać, że moc i zapas są, a lewar zgina się w rytm oficjalnej piosenki EURO 2012, która niemal codziennie nas dręczy - a to w telewizji, a to z pobliskich Błoń, gdzie jak na złość ulokowała się strefa kibica. Oczywiście mecze też oglądamy, jak przystało na prawdziwych znawców i fanów piłki nożnej - w końcu jesteśmy celebrytami, a celebryci znają się przecież na wszystkim bez wyjątku!! Niestety z powodu upałów i wrodzonego lenistwa, nie bywamy w strefie kibica i nie rozdajemy autografów. Wypijamy za to hektolitry piwa, więc chętni mogą nas spotkać w zaprzyjaźnionym sklepie alkoholowym na Lea. Jesteśmy tam stałymi bywalcami.

Wracając do wspinania - w czerwcu odwiedziliśmy kilka popularnych i mniej popularnych miejscówek wspinaczkowych i wyrównaliśmy kilka porachunków. Odkryliśmy Jurę Północną, gdzie do gustu przypadły nam zwłaszcza Diabelskie Mosty z wielkimi klamami i przewieszeniami. Regularnie odwiedzaliśmy też Pochylca w nadziei na to, że podchwyty na Shock the Monkey w końcu wyschną, a upał zelżeje i Rychły drogę zrobi oraz na to, że Ruda poczuje zew mocy i poprowadzi w końcu Kocią Kołyskę. Podchwyty nie wyschły, upał nie zelżał, więc Shock wciąż czeka, ale Ruda ostatecznie poczuła zew i Kocia padła.

Przez pewien czas byliśmy także stałymi bywalcami Słonecznych Skał, gdzie każde z nas przeżywało swoją małą epopeję. W zmaganiach z okrutnym losem towarzyszyli nam nasi wierni fani, wśród nich znany i powszechnie (nie)lubiany Basałyk o wielu obliczach (i ksywkach) oraz Marta siostra z Torunia i pierwszy Mudżahedin Nory - również z Torunia. Chodzą słuchy, że ów święty wojownik wzbudza zazdrość samego ojca dyrektora, który w publicznym wywiadzie dla telewizji Przetrwam miał rzec, iż w Toruniu jest miejsce tylko dla jednego świętego. Zanosi się na mordobicie, my z całych sił kibicujemy więc Mudżahedinowi! Walkę będzie można obejrzeć na kanale kodowanym Telewizji Przetrwam, która w przypadku porażki swego dobrodzieja może nie przetrwać. Aby obejrzeć walkę należy dokonać wpłaty w wysokości 1500 $ na konto Fundacji Najświętszej Szafy Pancernej Ojca Dyrektora. Swoją drogą - wcale się nie dziwimy, że zazdrość zżera ojca! Mudżahedin pojawia się ostatnio na okładkach poczytnych pism dla mężczyzn i aż ślinka cieknie na widok jego umięśnionego torsu (i różowych majtek)!

Mudżahedin podczas ważenia przed walką


Jeśli chodzi o cyfrę w Słonecznych - Rychły, oprócz niezliczonej ilości VI.3 i VI.4, poprowadził Narzędzie Unieruchamiania Czasu VI.5, Ruda zaś nomen omen Rudego Orma VI.4... Wycena tej drogi jest jednak mocno promocyjna i zgodnie możemy stwierdzić, że zdecydowanie na nią nie zasługuje. VI.3+ max!  Potwierdzają to Mudżahedin, Marta oraz Basałyk, którzy drogę również poprowadzili. W tym miejscu uczciwie należy dodać, że wspomniana już Kocia Kołyska padła łupem również Marty siostry z Torunia, która to karmiona przez ostatnie pół roku indonezyjsko-tajskim koksem dysponuje mocą nieprzeciętną i jeszcze nas w tym sezonie zadziwi!

Słoneczne Skały wiążą się także z epicką historią obijania dwóch starych dróg Skwira, znajdujących się na lewo od drogi Ja nie latam. Dzięki tej szczytnej akcji Rychły miał wreszcie, po dwóch latach zmagań z biurokracją Mateczki Pezety, ukończyć kurs ekiperski. Okazało się to jednak nie lada wyzwaniem, gdyż jak wszyscy wiemy, od biurokracji, kumoterstwa i prywaty nie da się uciec nawet w skałach. Mimo wszystko drogi zostały obite i wyczyszczone, chętnych zapraszamy więc do wspinania. Ponieważ nie wiemy, jaką drogi mają nazwę, z przyjemnością nadaliśmy im nazwy robocze (patrząc od lewej): Lewe jajo V oraz Jajem w łeb VI.

Spieszymy donieść, iż ukończenie kursu ekiperskiego przez Kustosza nie wiąże się bynajmniej z jego gwiazdorską zachcianką, a jedynie z chęcią działania w czynie społecznym. Musicie wiedzieć, Drodzy Czytelnicy, że obijanie dróg pod wspinanie to dość kosztowna zabawa, na którą nie stać nawet nas - celebrytów! Musicie również wiedzieć, że w samym środku Krakowa drzemie ogromny i do tej pory niewykorzystany potencjał wspinaczkowy - zarówno klasyczny, jak i drytoolowy! Niniejszym, pragniemy Wam przedstawić przyszłość polskiego wspinania, zwłaszcza zimowego - kamieniołom Liban!


Liban, fot. Ruda

To właśnie tu, na tych ogromnych ścianach, powstaną kiedyś (mamy nadzieję!) długie i syte drogi, które odeślą w zapomnienie inne ogródki drytoolowe. Do tego potrzebne są jednak ręce do roboty oraz rządząca światem mamona, bez której nie da się kupić ringów! Na wsparcie Mateczki Pezety, brutalnie rzecz ujmując, nie ma co liczyć - Rychły ekiperem może i w końcu będzie, ale ringów i tak nie dostanie! Liczymy więc na siebie! I na tych wszystkich, którym zależy na wykorzystaniu potencjału zapomnianego kamieniołomu. Pierwsze prace już się rozpoczęły, kilka stanowisk wklejonych - teraz trzeba wyczyścić i obić drogi. Zobaczcie sami, jak to cudownie urobić się po pas w 30-stopniowym upale!


Zbijanie kruszyzny, fot. Ruda
 
Początkujący ogrodnik, fot. Ruda


Obijanie czas zacząć!, fot. Ruda


Czego chcesz?!, fot. Ruda
 

Kierownik budowy musi być!, fot. Ruda


Za pomoc dziękujemy Piotrowi Wielkiemu oraz Krzysiowi zwanemu Dzieckiem Kukurydzy. Mamy nadzieję, że chętnych będzie przybywać! Na obicie jednej drogi potrzeba średnio 10-15 ringów, w tym momencie istnieją już stanowiska pod 10 dróg drytoolowych. Nawet kiepski matematyk zdoła ogarnąć swym umysłem dość pokaźną ilość potrzebnych ringów. Jeśli chcemy mieć w nadchodzącym sezonie zimowym prawdziwą ładownię mocy na tatrzańskie zerwy, przyda się pospolite ruszenie. Wszystkich chętnych do pomocy i wsparcia finansowego będziemy witać z otwartymi ramionami!  

Pro publico bono!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz