sobota, 24 września 2011

Jesienne porządki

Wiemy, drodzy Czytelnicy, że z niecierpliwością oczekujecie kolejnego posta. W natłoku wywiadów, sesji zdjęciowych, planowania kolejnych fascynujących zajęć, których moglibyście nam pozazdrościć, znajdujemy jednak czas, aby napisać i TU. Pozwólcie, że opowiemy Wam, jak wyglądał dzisiejszy dzień. Dzień z NASZEGO życia.

Z racji pięknej jesiennej aury i słońca za oknem postanowiliśmy rodzinnie spędzić czas na łonie natury. Niech Cię jednak, drogi Czytelniku, nie zmyli słowo łono, bo w naszym wydaniu nie ma ono wiele wspólnego z zieloną trawką i piknikiem. Nasze łono jest dość specyficzne - jest tam zimno, ciemno i brudno, choć i tak czyściej niż było kiedyś. Otóż dziś dobrych kilka godzin spędziliśmy na zbieraniu śmieci w JASKINI. TEJ JASKINI, której imienia nie wolno wymawiać nadaremno. Tak więc, jak prawdziwi samarytanie, sprzątaliśmy po bliźnich pieluchy, druty, szkło z porozbijanych butelek... Dam sobie rękę uciąć, że te butelczyny to efekt wieloletnich zabaw miejscowej żulerni, która jak nic znajduje niezwykłą radochę w rozwalaniu pustego szkła o skałę. I jeszcze w kradzieży ekspresów - ale tylko tych, do których mogą sięgnąć z drabiny malarskiej. Cóż za brak fantazji! Mogliby dla odmiany z rozpędu walnąć się w tę skałę łbem, może jakimś cudem odzyskaliby resztki rozumu i poczucia estetyki. Z ciekawszych znalezisk dzisiejszego dnia możemy wymienić również żuchwę konia (!!!!) oraz różne inne elementy układu kostnego jakiegoś ssaka (czy także konia - jest sprawą dyskusyjną; ja na szczęście tych cudów nie widziałam, a Rychły z biologii orłem nigdy nie był, więc rozróżnić nie umiał).

Ale do rzeczy - efektem naszej pracy, oprócz ran ciętych, kłutych, szarpanych i bólu pleców, jest kolejna pokaźna gromadka 150-litrowych worów pełnych śmieci. Ich łączna liczba, od początku przygody z JASKINIĄ, właśnie dziś dobiła ponad setki! Z tej okazji niestety nie odtańczyliśmy tańca zwycięstwa, bo plecy i te sprawy. A poza tym nie ma się z czego cieszyć - tam jest jeszcze drugie tyle tego badziewia, a do tego kupa gruzu, bo Rychły jak obija drogi, to lubi sobie pozrzucać trochę kamieni tu i ówdzie.

Kończąc ten wywód, chciałabym podziękować mojemu sponsorowi na dzisiejszy wieczór - browarowi "Ciechan Miodowe", dzięki któremu mam wenę. A Rychły ogląda Robin Hooda z tym lalusiem Russellem Crowe. I pewnie zaraz coś dopisze, bo pozazdrości mi elokwencji!



JASKINIA, fot. Mateusz Haładaj


PS. Gdyby ktoś przypadkiem chciał nas nominować do Jedynki w kategorii wybitna eksploracja (ewentualnie wykopaliska?) - proszę się nie krępować. Będziemy zaszczyceni!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz