poniedziałek, 3 lutego 2014

Bagno!

Tak, tak, dawno nas nie było. Musicie wybaczyć, ale robienie 100cm w bicku, wbijanie 486ciu nitów na Superścieku i ocieplanie klimatu wymaga czasu i zacięcia.

Będzie krótko, treściwie i tym razem - bez szydery.

Co roku producenci sprzętu wspinaczkowego wypuszczają tony nowego sprzętu, a rewią mody staje się corocznie ISPO. W tym roku czara goryczy się przelała i trzeba powiedzieć to głośno i wyraźnie:

NAJLEPSZE ROZWIĄZANIE PROBLEMU TO TAKIE, GDZIE ZA POMOCĄ MINIMALNYCH ŚRODKÓW OSIĄGAMY MAKSYMALNY EFEKT.

W czym rzecz? Otóż w zalewie bezsensownie kolorowego, absurdalnie drogiego, dziwacznie powyginanego i nierzadko idiotycznie przekombinowanego sprzętu warto wiedzieć co jest dobre, a co nie. Poniżej nasz subiektywny zestaw sprzętu, którego używamy od lat i twierdzimy, że jest nie do podjebania.

1. Softshell Montano Bugaboos.

Absoluty lider tej listy. Dlaczego? Bo od 2006 roku do końca 2013 używałem w boju tylko i wyłącznie jednego softshella z manufaktury Tadka z Nowego Targu. Zajebisty krój, kaptur, rękawy i materiał. Po 8 latach użytkowania i uporczywych próbach zniszczenia go poniosłem fiasko. Nie znalazłem motywu do kupna nowego softshella, ale i tak to zrobiłem - kupiłem sobie Bugaboosa, ale czerwonego tym razem. Majstersztyk!

2. Spodnie Directalpine.

Używam dwóch modeli - softshellowego Badile i hardshellowego Eigera. Badile mam dobrych kilka lat i sobie cenię, pomimo, że są już bardziej dziurawe niż moje płuca po 10 latach palenia fajek. W miarę nieprzewiewne, zajebiście elastyczne i całkiem lekkie.
Eigery warto pochwalić, bo totalnie nienawidzę wspinania w hardshellowych spodniach, a te dają radę. Elastyczne, ekstra skrojone i pomimo jakichś kretyńskich naklejek na kolanach, które i tak się zaraz odkleiły, są warte polecenia. W zestawie powinni sprzedawać duct tejpa.

Ruda kazała mi napisać, że Cascade Plus od Directa też są ekstra. Moje spostrzeżenie jest takie, że fajny kobiecy tyłek wygląda w tych spodniach jeszcze lepiej niż normalnie.

3. Rękawiczki Grivel Monster.

Zajebiste. Ci, co je mieli, wiedzą dlaczego, a ci co ich nie mieli to wiedzieć nie muszą - nie ma już ich w sprzedaży. Po 6-ciu (!!!!) latach użytkowania i 14-tej dziurze rozpadły się na dobre. Będę was dobrze wspominał ;(

4. 360tki od Grivela.

Najlepsze śruby lodowe na rynku. Bezdyskusyjnie. Dzięki prostej budowie i świetnemu patentowi z korbką dają się wkręcić wszędzie i zawsze [chyba, że złapie nas trzęsiona], w przeciwieństwie do konkurencji. Niestety w najnowszej odsłonie zmienili plakietkę, w którą wpinamy ekspres i nie jest już tak dobra jak była, ale dalej nokautuje konkurencję. Używam ich 8-my sezon i na pewno ich nie zamienię na inne.

5. Nomiki od Precla.

Eh, co to było jak wchodziły na rynek. Jakieś takie czarne, eleganckie i całkiem koszerne. Plus obciążniki do ostrzy! Kupiłem je chyba w 2008 roku i przetrwały bez żadnych uszkodzeń cioranie po lodzie, skale i drapanie po dupie. Do trudnego lodu jest to bezapelacyjnie najlepsza konstrukcja na rynku. Świetnie wyważona, rewelacyjny kształt i dobra rękojeść. Jak to zwykle bywa - wszystko co dobre, szybko się kończy. Stare i zajebiste ostrza lodowe zastąpiono nowymi, które na dzień dobry trzeba potraktować pilnikiem, dołożono zęby na rękojeści ku uciesze okolicznych dentystów i chirurgów twarzy, a cenę podniesiono do 999PLN za sztukę. Komentarz? Bagno. BAGNO. A - zapomniałem o najważniejszym. Dołożono możliwość dokręcenia mikroskopijnego młotka, który kosztuje - bagatela - 119PLN. Jak będę już na tyle bogaty i podejmę decyzję, że jestem godzien przywalić sobie takim drogocennym kawałkiem stali w mój uroczy łeb [innego zastosowania dla niego nie widzę - ani dla młotka, ani dla łba], to na pewno w taki zainwestuję.

6. Stary Lanex 7.8mm, a teraz Tendon Master 7.8mm

Zajebiście kolorowa, leciusieńka, impregnowana i TANIA. 2x60m w najlepszej impregnacji można kupić już za 800 peelenów. Noszenie tej liny to prawdziwa przyjemność, wspinanie z nią jest ekstatyczne, a małpowanie po niej przyprawia o bezwiedny skurcz dupy. Polecam.

7. Miury

Miury były, są i będą. I chwała LaSportivie za to, że niewiele w nich zmienia. Long live the King!

7 to dobra liczba, żeby skończyć. Nie mogę jednak nie wspomnieć o dwóch innych produktach, których używam i są w tym miejscu warte wzmianki.

Mega Ice od LaSportivy - nieprzyzwoicie drogie, proste i funkcjonalne. Majstersztyk godny polecenia. Szkoda tylko, że pierwsze, które kupiłem przyszły do mnie z rozklejoną podeszwą... LaSportiva stanęła na wysokości zadania, za problem przeprosiła, buty wymieniła i jakieś farfocle w rekompensacie przysłała. Zabrakło jedynie jakiegoś zajebistego podwójnego espresso.

Domowa manufaktura Miśka Piątka - co najważniejsze - z BRONOWIC. To na dzień dobry daje +10 do mocy i ogarnięcia. Misiek jest w stanie zrobić wszystko. Podklei buty wspinaczkowe, naprawi rękawice i ciężkie buciory do wspinania zimowego, zrobi rakobuty na podeszwie z włókna węglowego. A najważniejsze, że Misiek jest perfekcjonistą. Jak coś robi, to robi to najlepiej jak umie. A jak nie umie to się idzie nauczyć. O!