wtorek, 27 września 2011

PPPP, czyli Pierdolony Przewodnik Prowadzenia Pojazdów

Ten post dedykowany jest wszystkim instruktorom prawa jazdy, którzy jeżdżąc z kursantami w kółko po Bronowicach, przyczyniają się do permanentnego zakorkowania całej dzielnicy.

Najmilsi!
Jeśli macie jakiekolwiek pytania, które dotyczą sfery Prowadzenia Pojazdów to My, Wielcy Mistrzowie, chętnie się z Wami podzielimy wiedzą. Niniejszym przedstawiamy elementarz.

1. Wbrew temu, co możecie sądzić obserwując polskie drogi, w Polsce obowiązuje ruch prawostronny. Co to oznacza? Dokładnie tyle, że winniśmy poruszać się prawym pasem ruchu, a jeśli najdzie nas wewnętrzna potrzeba wyprzedzenia pojazdu przed nami, to dopiero wtedy zjeżdżamy na lewy pas.

Jeśli permanentnie jeździmy lewym pasem nie wyprzedzając nikogo (Widmowy Orszak Armii Zbawienia również się do "nikogo" zalicza), to świadczy to o naszym (wątpliwej jakości) urodzeniu i możemy się narazić na określenie per "skurwysyn". Dopuszczalna jest również "głupia cipa".
Jeśli ktoś zwraca się do nas tymi określeniami, a my znajdujemy się na lewym pasie, to oznacza to ni mniej, nie więcej, że powinniśmy zjechać na pas prawy.

2. Wbrew obiegowej opinii, światła kierunkowe, tzw. kierunkowskazy, nie są zbędne i należy ich używać, jeśli przekraczamy oś jezdni i/lub zamierzamy skręcać. Nieużywanie kierunkowskazów przy takich manewrach świadczy o plugawym chamstwie, sadomasonerii, członkostwie w PiS i/lub uwiądzie starczym.

3. Poruszanie się ze zbyt małą prędkością lub tzw. spowalnianie ruchu drogowego, również uznawane jest za faux pas i może świadczyć o poważnej chorobie Miękkiego Krocza Kowalewskiego.

4. Wyjeżdżanie, podjeżdżanie i wymuszanie pierwszeństwa jest aktem totalnego skurwysyństwa i powoduje nałożenie klątwy "Wiekuistej Sraki" do 3 pokoleń wstecz i wprzód.

Ciąg dalszy nastąpi.



sobota, 24 września 2011

Jesienne porządki

Wiemy, drodzy Czytelnicy, że z niecierpliwością oczekujecie kolejnego posta. W natłoku wywiadów, sesji zdjęciowych, planowania kolejnych fascynujących zajęć, których moglibyście nam pozazdrościć, znajdujemy jednak czas, aby napisać i TU. Pozwólcie, że opowiemy Wam, jak wyglądał dzisiejszy dzień. Dzień z NASZEGO życia.

Z racji pięknej jesiennej aury i słońca za oknem postanowiliśmy rodzinnie spędzić czas na łonie natury. Niech Cię jednak, drogi Czytelniku, nie zmyli słowo łono, bo w naszym wydaniu nie ma ono wiele wspólnego z zieloną trawką i piknikiem. Nasze łono jest dość specyficzne - jest tam zimno, ciemno i brudno, choć i tak czyściej niż było kiedyś. Otóż dziś dobrych kilka godzin spędziliśmy na zbieraniu śmieci w JASKINI. TEJ JASKINI, której imienia nie wolno wymawiać nadaremno. Tak więc, jak prawdziwi samarytanie, sprzątaliśmy po bliźnich pieluchy, druty, szkło z porozbijanych butelek... Dam sobie rękę uciąć, że te butelczyny to efekt wieloletnich zabaw miejscowej żulerni, która jak nic znajduje niezwykłą radochę w rozwalaniu pustego szkła o skałę. I jeszcze w kradzieży ekspresów - ale tylko tych, do których mogą sięgnąć z drabiny malarskiej. Cóż za brak fantazji! Mogliby dla odmiany z rozpędu walnąć się w tę skałę łbem, może jakimś cudem odzyskaliby resztki rozumu i poczucia estetyki. Z ciekawszych znalezisk dzisiejszego dnia możemy wymienić również żuchwę konia (!!!!) oraz różne inne elementy układu kostnego jakiegoś ssaka (czy także konia - jest sprawą dyskusyjną; ja na szczęście tych cudów nie widziałam, a Rychły z biologii orłem nigdy nie był, więc rozróżnić nie umiał).

Ale do rzeczy - efektem naszej pracy, oprócz ran ciętych, kłutych, szarpanych i bólu pleców, jest kolejna pokaźna gromadka 150-litrowych worów pełnych śmieci. Ich łączna liczba, od początku przygody z JASKINIĄ, właśnie dziś dobiła ponad setki! Z tej okazji niestety nie odtańczyliśmy tańca zwycięstwa, bo plecy i te sprawy. A poza tym nie ma się z czego cieszyć - tam jest jeszcze drugie tyle tego badziewia, a do tego kupa gruzu, bo Rychły jak obija drogi, to lubi sobie pozrzucać trochę kamieni tu i ówdzie.

Kończąc ten wywód, chciałabym podziękować mojemu sponsorowi na dzisiejszy wieczór - browarowi "Ciechan Miodowe", dzięki któremu mam wenę. A Rychły ogląda Robin Hooda z tym lalusiem Russellem Crowe. I pewnie zaraz coś dopisze, bo pozazdrości mi elokwencji!



JASKINIA, fot. Mateusz Haładaj


PS. Gdyby ktoś przypadkiem chciał nas nominować do Jedynki w kategorii wybitna eksploracja (ewentualnie wykopaliska?) - proszę się nie krępować. Będziemy zaszczyceni!

środa, 21 września 2011

Miliony wielbicieli!

Popularność bloga przekroczyła nasze najśmielsze oczekiwania! Miliony odwiedzin, setki tysięcy maili z prośbami o kolejne posty, gigantyczna kolejka, która ustawiła się po nasze autografy w Centrum Wszechświata. Roznegliżowane i piszczące fanki (i fani!), którzy chcą nas bliżej poznać! Kim bylibyśmy, gdybyśmy nie sprostali oczekiwaniom naszych wiernych fanów?

Naturalną i niepodlegającą dyskusji rzeczą jest, że najlepszy blog w tej części galaktyki musiał zostać stworzony przez wybitnych, nieprzeciętnie inteligentnych, a do tego niezwykle skromnych osobników...

Panie i panowie, zaspokajamy Waszą ciekawość. Oto my, TWÓRCY:

Ruda - Alpinista z Suwałk, założyciel [jeszcze nieistniejącego] Klubu Wysokogórskiego Suwałki. Kobieta o stu twarzach, kiedyś ruda, ale w wyniku przedawkowania monohydratu kreatyny wypaliło jej włosy. Właścicielka bicepsa o imponującym obwodzie 165cm!


Niech Was nie zwiedzie jej atrakcyjna aparycja i zwierzęcy sex-appeal. Sam Garri Kasparow uczył się u niej grać w szachy, a Ron Howard, onieśmielony jej błyskotliwością, nakręcił oskarowy film "Piękny umysł".


Rychły - autochton Bronowic, człowiek enigma. Potrafi spać z jednym okiem otwartym, czym wśród lokalnej społeczności zaskarbił sobie przydomek Cyklop. Widzi w ciemnościach niczym Wiedźmin, którego uważa za swego przewodnika duchowego i autorytet moralny.



W przeszłości próbował przejść Próbę Traw, ale pomieszał składniki i w rezultacie spalił trawę porastającą pół rodzimej wsi. Narcyz, gaduła, krakowski centuś. Od lat próbuje zostać alpinistą, jego marzeniem jest uklasycznienie Wariantu przez Pastwisko na północnej ścianie Gubałówki.

poniedziałek, 19 września 2011

Dawno, dawno temu w odległej galaktyce...

[tu orkiestra i fanfary] narodził się pomysł na stworzenie najwspanialszego bloga w tej części galaktyki. Wymyślił go akurat zapoznany przeze mnie jegomość, który po 10 minutach wspólnej wymiany uwag na temat rzeczywistości oznajmił, że koniecznie muszę założyć bloga i swoimi przemyśleniami dzielić się z publiką. Oznajmił dodatkowo, że on zamierza tworzyć ową publikę.

Zapoznany jegomościu, uwaga!

Niniejszym ogłaszam Wielkie Powstanie Najwspanialszego Bloga W Tej Części Galaktyki!


Będziemy jak Bruce Lee atakować znienacka!

Będziemy w sile argumentu jak Pamela Anderson!

Będziemy mroczni jak Darth Vader!

Słowem - Sam Miód!


Bądź czujny....